Wysiadłam z metra. Szybko przebiegłam po ruchomych schodach, potrącając przy tym kilku niewinnych ludzi. Zaczęli za mną krzyczeć, ale ja byłam zbyt zajęta żeby przeprosić. Opuściłam podziemne życie Londynu i wyszłam na światło dzienne. Spojrzałam nerwowo na mój ukochany zegarek, z którym się nie rozstawałam. Jego wskazówki pokazywały godzinę 7:53. To zmotywowało mnie do przyśpieszenia kroku. Zaczęłam wręcz biec w moich ośmiocentymetrowych szpilkach, dzięki którym miałam swoje wymarzone metr siedemdziesiąt wzrostu. Na szczęście jestem dość zaradna, jeśli chodzi o biegi, i oprócz tego, że ludzie idący w mniej pospiesznym tempie niż ja gapili się na mnie ze współczuciem, wszystko zakończyło się pomyślnie i bez jakichkolwiek stłuczek. W dwie minuty pokonałam drogę do budynku. Uspokoiłam oddech. Rozejrzałam się dookoła. Tłumy ludzi spieszących się, a wręcz pędzących, do swoich prac, które są jedynym źródłem ich utrzymania, wzbudziły we mnie dziwne uczucie. Widać tak odleciałam, że nie zauważyłam tego, że niektórzy spieszą się bardziej niż ja. Sama myśl o tym siedzeniu w moim biurze, jeśli tak to można nazwać, przez jakieś dziewięć godzin wywoływała u mnie odruch wymiotny. Otrząsnęłam się z gnębiących rozważań o życiu osoby niemającej nic poza pracą. To nie czas na dramatyzowanie. Nie czekając już na nic, opuściłam uliczny hałas. Przeszłam przez obrotowe drzwi. Każdego ranka stawałam zawsze w tym miejscu, dokładnie w tym samym holu. Jego ogrom na prawdę mnie przerastał, a czasami i przerażał. Jednak nadal robił na mnie ogromne wrażenie. Tak samo jak ogromne miasto, w którym mieszkam już blisko rok. Londyn to było moje marzenie. Przeniosłam się tu z Eston - oddalonego o 350 kilometrów, nie sporego miasteczka, a przynajmniej dla mnie było ono małe. Mój ojciec, którego i tak nigdy nie było w domu, uważał to za największy błąd mojego życia. Ponownie spojrzałam na zegarek.
Cholera.
Pędem pobiegłam w stronę windy, która prawie zamknęła mi się przed nosem. Przecisnęłam się w ostatniej chwili przez zamykające się drzwi. Nie zdążyłam nawet zwrócić uwagi na ludzi stojących ze mną w klaustrofobicznej puszce. Nigdy w życiu nie spóźniłam się do pracy, pomimo tego, że tak bardzo jej nienawidziłam. Nerwowo śledziłam strzałkę pokazującą piętro, na którym w tym momencie się znajduję. Dopóki nie dojechałam na osiemnasty poziom ogromnego wieżowca, moja noga nerwowo wystukiwała jakiś dziwny rytm. Podbiegłam do drzwi, które otworzyły się przede mną, pokonałam recepcję, pozostawiając codzienne "Hej" miłej recepcjonistki Suzie bez odpowiedzi, i już byłam blisko mojego biurka, kiedy na drodze stanęła mi z piekła rodem kobieta. Plująca jadem na wszystkie strony. Moja cholerna szefowa, przez którą codziennie noszę się z myślami rzucenia tego wszystkiego. W sumie to co ja tu robię. Wolałabym zamiatać ulicę lub stać w jakiejś budce niż musieć widzieć ją codziennie.
- Słuchaj. – Powiedziała moja szefowa, mrożąc mnie wzrokiem. - Masz trzy dni na napisanie czegoś, co zwali mnie z nóg. W innym wypadku będę musiała cię zwolnić - powiedziała bez uczuciowo. . - A teraz lepiej zejdź mi z oczu i nie pokazuj się tu dopóki nie napiszesz czegoś sensownego. – Zaczęła się oddalać.
- Suka.. – Wyszeptałam, mając nadzieję, że tego nie usłyszała. Niestety. Nie obeszło to jej uwagi. Wróciła do mnie i jeszcze bardziej chłodnym spojrzeniem, od którego przeszedł mnie dreszcz, zaczęła gnębiąco męczyć moje oczy.
- Spóźniłaś się dwadzieścia minut! – Wycedziła przez zęby. – I jeszcze śmiesz mnie obrażać?! Powinnam cię zwolnić w tym momencie, a nie bawić się z takimi niedojdami. Przeproś mnie!
Już miałam okazać skruchę, ale coś ciągnęło mnie w stronę wyzwolenia się od tego wszystkiego. Chcę zacząć na nowo. W moich oczach zabłysnął gniew, który dało się wyczuć w pomieszczeniu. Gdyby dało się go zmaterializować z pewnością otaczałby mnie w wielkiej chmurze duszącego dymu. Wszystkie oczy były skierowane na mnie, ciekawie dopatrując się mojej reakcji na słowa wiedźmy.
- Nie będę nikogo przepraszać! – Krzyknęłam. – Taka osoba jak ty powinna przepraszać, nie ja. Zniszczyłaś moją pasję. Uwielbiałam tę pracę. Od kiedy ty pojawiłaś się w tej pieprzonej gazecie – wydzierałam się - wszystko nabrało koloru szarego. Nikt cię tu nie lubi. Dosłownie nikt. Nawet twoja „wierna” poddana, bo inaczej nie mogę tego nazwać, najchętniej przypieprzyłaby ci w twarz. – W tym momencie dostałam siarczystego policzka, którego natychmiast oddałam. Syknęła z bólu, ale nie poddała się i ponownie przywaliła mi w twarz.
- Jesteś zwolniona Green. – Zaśmiała mi się prosto w oczy. Spojrzałam na jej czerwony ślad, którego byłam twórcą i miałam ochotę oddać jej raz kolejny. - I lepiej nie pojawiaj się tu już nigdy więcej.
Z resztką godności przebiegłam z powrotem przez pomieszczenie i recepcję. Suzz zaczęła coś za mną krzyczeć, ale nawet nie potrafiłam wyłapać słów. Wbiegłam do windy. Na szczęście była pusta. Dotknęłam mój piekący policzek. Delikatnie zaczęłam badać go moimi wychudzonymi, chłodnymi palcami. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie tak naprawdę to, co właśnie zrobiłam. Straciłam jedyne źródło utrzymania, ponieważ wcześniej odtrąciłam pomoc mojego ojca chcąc udowodnić, że sama potrafię sobie poradzić. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, zostawiając na nich czarne plamy tuszu. W ciągu dziesięciu minut stało się tak dużo. To nie dla mnie. Drzwi windy otworzyły się i natychmiast rozległ się hałas, jak zazwyczaj w holu. Nie zwracając uwagi na nic, puściłam się pędem do wyjścia. Odwróciłam się do tyłu, aby ostatni raz zilustrować znienawidzony budynek. Już chciałam iść dalej, kiedy ktoś stanął mi na drodze. Wpadłam na niego nie zdolna wyhamować. Momentalnie poczułam ból tyłka, na który spadłam. Moje wszystkie dokumenty powypadały z torby. Ukryłam twarz w dłoniach jeszcze bardziej rozcierając czarne smugi. Niestety sprawca mojego upadku nawet nie odwrócił się w moja stronę, a nie miałam najmniejszej ochoty zwracać mu uwagi. O resztkach sił podniosłam się i zgarnęłam kilka papierów, po czym wpakowałam je do torby. Wyszłam z wieżowca, na zawsze pozostawiając moją „wymarzoną” pracę i wszystko, co do tej pory miałam. Rzuciłam się pędem do biegu.
Marzę, aby jak najszybciej znaleźć się w domu..
Pędem pobiegłam w stronę windy, która prawie zamknęła mi się przed nosem. Przecisnęłam się w ostatniej chwili przez zamykające się drzwi. Nie zdążyłam nawet zwrócić uwagi na ludzi stojących ze mną w klaustrofobicznej puszce. Nigdy w życiu nie spóźniłam się do pracy, pomimo tego, że tak bardzo jej nienawidziłam. Nerwowo śledziłam strzałkę pokazującą piętro, na którym w tym momencie się znajduję. Dopóki nie dojechałam na osiemnasty poziom ogromnego wieżowca, moja noga nerwowo wystukiwała jakiś dziwny rytm. Podbiegłam do drzwi, które otworzyły się przede mną, pokonałam recepcję, pozostawiając codzienne "Hej" miłej recepcjonistki Suzie bez odpowiedzi, i już byłam blisko mojego biurka, kiedy na drodze stanęła mi z piekła rodem kobieta. Plująca jadem na wszystkie strony. Moja cholerna szefowa, przez którą codziennie noszę się z myślami rzucenia tego wszystkiego. W sumie to co ja tu robię. Wolałabym zamiatać ulicę lub stać w jakiejś budce niż musieć widzieć ją codziennie.
- Słuchaj. – Powiedziała moja szefowa, mrożąc mnie wzrokiem. - Masz trzy dni na napisanie czegoś, co zwali mnie z nóg. W innym wypadku będę musiała cię zwolnić - powiedziała bez uczuciowo. . - A teraz lepiej zejdź mi z oczu i nie pokazuj się tu dopóki nie napiszesz czegoś sensownego. – Zaczęła się oddalać.
- Suka.. – Wyszeptałam, mając nadzieję, że tego nie usłyszała. Niestety. Nie obeszło to jej uwagi. Wróciła do mnie i jeszcze bardziej chłodnym spojrzeniem, od którego przeszedł mnie dreszcz, zaczęła gnębiąco męczyć moje oczy.
- Spóźniłaś się dwadzieścia minut! – Wycedziła przez zęby. – I jeszcze śmiesz mnie obrażać?! Powinnam cię zwolnić w tym momencie, a nie bawić się z takimi niedojdami. Przeproś mnie!
Już miałam okazać skruchę, ale coś ciągnęło mnie w stronę wyzwolenia się od tego wszystkiego. Chcę zacząć na nowo. W moich oczach zabłysnął gniew, który dało się wyczuć w pomieszczeniu. Gdyby dało się go zmaterializować z pewnością otaczałby mnie w wielkiej chmurze duszącego dymu. Wszystkie oczy były skierowane na mnie, ciekawie dopatrując się mojej reakcji na słowa wiedźmy.
- Nie będę nikogo przepraszać! – Krzyknęłam. – Taka osoba jak ty powinna przepraszać, nie ja. Zniszczyłaś moją pasję. Uwielbiałam tę pracę. Od kiedy ty pojawiłaś się w tej pieprzonej gazecie – wydzierałam się - wszystko nabrało koloru szarego. Nikt cię tu nie lubi. Dosłownie nikt. Nawet twoja „wierna” poddana, bo inaczej nie mogę tego nazwać, najchętniej przypieprzyłaby ci w twarz. – W tym momencie dostałam siarczystego policzka, którego natychmiast oddałam. Syknęła z bólu, ale nie poddała się i ponownie przywaliła mi w twarz.
- Jesteś zwolniona Green. – Zaśmiała mi się prosto w oczy. Spojrzałam na jej czerwony ślad, którego byłam twórcą i miałam ochotę oddać jej raz kolejny. - I lepiej nie pojawiaj się tu już nigdy więcej.
Z resztką godności przebiegłam z powrotem przez pomieszczenie i recepcję. Suzz zaczęła coś za mną krzyczeć, ale nawet nie potrafiłam wyłapać słów. Wbiegłam do windy. Na szczęście była pusta. Dotknęłam mój piekący policzek. Delikatnie zaczęłam badać go moimi wychudzonymi, chłodnymi palcami. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie tak naprawdę to, co właśnie zrobiłam. Straciłam jedyne źródło utrzymania, ponieważ wcześniej odtrąciłam pomoc mojego ojca chcąc udowodnić, że sama potrafię sobie poradzić. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, zostawiając na nich czarne plamy tuszu. W ciągu dziesięciu minut stało się tak dużo. To nie dla mnie. Drzwi windy otworzyły się i natychmiast rozległ się hałas, jak zazwyczaj w holu. Nie zwracając uwagi na nic, puściłam się pędem do wyjścia. Odwróciłam się do tyłu, aby ostatni raz zilustrować znienawidzony budynek. Już chciałam iść dalej, kiedy ktoś stanął mi na drodze. Wpadłam na niego nie zdolna wyhamować. Momentalnie poczułam ból tyłka, na który spadłam. Moje wszystkie dokumenty powypadały z torby. Ukryłam twarz w dłoniach jeszcze bardziej rozcierając czarne smugi. Niestety sprawca mojego upadku nawet nie odwrócił się w moja stronę, a nie miałam najmniejszej ochoty zwracać mu uwagi. O resztkach sił podniosłam się i zgarnęłam kilka papierów, po czym wpakowałam je do torby. Wyszłam z wieżowca, na zawsze pozostawiając moją „wymarzoną” pracę i wszystko, co do tej pory miałam. Rzuciłam się pędem do biegu.
Marzę, aby jak najszybciej znaleźć się w domu..
*
Położyłam torbę na blacie w kuchni i od razu poleciałam do łazienki, zrzucając z siebie ubrania. Miałam serdecznie dość tej „elegancji”. Zdjęłam z siebie ostatnie części garderoby i niemalże wskoczyłam pod prysznic, który był zdecydowanie jednym z moich najlepszych pocieszycieli. Odkręciłam wodę. Zaczęłam rozkoszować się ciepłym strumieniem, ogrzewającym moje ciało. Wgapiałam się w jeden punkt, bez jakiegokolwiek celu, rozmyślając, co mogłabym zrobić w tym momencie, kiedy nie mam pracy. Przejechałam powoli ręką po mokrych włosach, odgarniając je do tyłu. Odczułam chwilowy spokój. Moja chwila wytchnienia została jednak przerwana przez pukanie do drzwi. Wyskoczyłam jak oparzona z pod prysznica. Owinęłam się szybko ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Otworzyłam drzwi lekko zdenerwowana, że ktoś mi przerwał. Zobaczyłam uśmiechniętą Blue i natychmiast moja złość przeszła. Weszła do domu nie patrząc na mnie. Odłożyła torbę z zakupami na sofę i w końcu odezwała się do mnie.
- Zapomniałam klucza.. – powiedziała po cichu i spojrzała w moją stronę. – Ej.. Co się stało?
Pokręciłam tylko głową i powlokłam się do mojej sypialni, aby móc na chwilę odciągnąć się od tego gówna jakie mnie otacza.
/\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\ /\
W końcu po długich rozmyślaniach i rozważaniu za i przeciw na blogu pojawił się pierwszy post :) Razem z Blue postaram prowadzić się go jak najlepiej i jak najczęściej dodawać nowe rozdziały. Bardzo prosimy o szczere opinie w komentarzach, bo to bardzo motywuje :)
Do następnego posta.
super rozdział (: czekam na kolejny rozdział z perspektywy Caroline (: wydaje mi się ona taka naturalniejsza od Blue ale to tylko moja skromna i małoznacząca opinia (:
OdpowiedzUsuństrasznie dziękuję za opinię :) bardzo mi miło, że spodobał się komuś początek perspektywy Carol
OdpowiedzUsuńnie masz za co dziękować moja droga (: kiedy pojawi się nowy rozdział z perspektywy Caroline.?
UsuńAktualnie mam pewien zanik weny.. Postaram się go dodać jak najprędzej, ale nie mogę nic obiecać :/
Usuń